literature

O siedmiu kozlatkach i relikcie przeszlosci

Deviation Actions

MyWordsItsMe's avatar
By
Published:
270 Views

Literature Text

O siedmiu koźlątkach i relikcie przeszłości.

Pewna koza mieszkała z siódemką swoich ukochanych dzieci w wolno stojącym, rozwiniętym technologicznie domu na obrzeżach Wrocławia. Któregoś dnia, mama chwyciła integrator toksoplazmatyczny, służący zachowaniu bariery transformacyjnej, który w połączeniu z rozrusznikiem teleportacyjnym, przenosił na znaczne odległości.
- Idę na zakupy! - poinformowała dzieci. - Nasz teleport się zepsuł, więc muszę skorzystać z niego u naszego sąsiada, pana Bobra. Pamiętajcie, że po okolicy błąka się wilk, nieudany eksperyment inżyniera Trąbalskiego.
- To ten szalony naukowiec, przez którego ewakuowano pół Wrocławia, a my musieliśmy się przeprowadzić tutaj? – zagadnęło matkę najmłodsze koźlątko.
- Ten sam - przyznała mama koza - Nie mam pojęcia co robi w okolicy, jednak jego obecność nie wróży nic dobrego. Pamiętajcie, aby nikomu nie otwierać drzwi, w czasie mojej nieobecności - przypomniała.
- Spoko mamo, nie dygaj nic! - zapewnił chór siedmiu kozich głosów. Kózki nie odrywały swych słodkich, dziecięcych oczu od trójwymiarowego ekranu komputera. Widok uśmiechniętych pyszczków sprawił, że koza odgoniła od siebie niespokojne myśli.
- Przecież są już duzi i świetnie dadzą sobie radę - pomyślała, spoglądając z czułością na swoje grzeczne, poukładane dzieci. Wyszła z domu, zamykając drzwi na cztery spusty.
Zaledwie rogate aniołki usłyszały trzaśnięcie drzwi i stukot maminych kopytek utonął w dali, poderwały się, by z czeluści swoich łóżek, wyjąć ukryte w nich papierosy. Nie mogły doczekać się chwili, gdy zakazany dymek rozkosznie wypełni ich spragnione ekstremalnych wrażeń, kozie płuca. Jedynie najmłodsze koźlątko zachowało odrobinę rozsądku.
- To głupota! - zawołało, pogardliwie spoglądając na tonące w nikotynowej mgle rodzeństwo - Będziecie mieli kłopoty. Papierosy to najprostsza droga do niewydolności dróg oddechowych! - ostrzegało lojalnie, lecz nikt go nie słuchał.
- Zamknij się i stań na czatach - zażądali bracia, zaciągając się raz po raz dymiącymi skrętami.
- Ani mi się śni - zaprotestował maluch. W tej samej chwili rozległ się alarm.
- O cholera... - powiedziały chórem, dymiące koziołki.
- Nie wolno tak mówić! Mama sobie żyły wypruwa, żeby nas jakoś wychować, a wy jak się zachowujecie?! - upomniał rodzeństwo koziołek, w duchu ciesząc się, że mama koza wróciła w samą porę i starsze, choć głupsze rodzeństwo, dostanie za swoje.
To jednak nie była mama. Najarana nikotyną gawiedź spoglądała z zainteresowaniem na obraz z monitoringu. Mimo znacznej odległości dostrzegli, że przed domem z pewnością nie stoi ich rodzicielka. Pokraka przypominała wilka w blaszanym pancerzu.
- To ja, wasza mama! - rzekł stwór, doskonale naśladując głos ich matki. - Wpuście mnie, proszę – kusił. - Wracam z nowym PlayStation i masą gier dla moich małych milusińskich.
- Wchodź, na co czekasz, mamusiu! - zadrwił najstarszy koziołek, nachylając się do mikrofonu.
- Och, nie mogę - zachrypiała kupa złomu. - Zapomniałam karty!
- Skubany - rzekł z przekąsem najmłodszy z braci, obserwując ekran monitora - szybko się zapoznał z nowinkami technicznymi…
- Znasz go? – Koziołki spojrzały na małego braciszka z nieco większym szacunkiem.
Malec pokręcił z politowaniem głową.
- To przecież wilk Trąbalskiego, przed którym ostrzegała nas mama.
- Mówisz, zupełnie jak ona – zauważył jeden z braci. Oczy miał okrągłe jak spodki od filiżanek. Zaciągał się dymem najmocniej ze wszystkich.
- Trąbalski tak go zaprojektował, że potrafi dostosowywać struny głosowe - wyjaśniał cierpliwie wpatrzonej w niego rogatej gawiedzi. - Wilk, chociaż cały jest reliktem, ma wmontowany super translancyjny czujnik nienawiści rasowej. Ten doktorek musi nas nie cierpieć – dodał do siebie pod nosem.
- Skąd ty to wszystko wiesz? - zdziwili się bracia.
- Ślepy by zauważył – powiedział dumny z siebie malec. - Z uszu wystają mu przewody. Ten zielony kabel na przykład…
Przerwał mu głos intruza, udającego ich rodzicielkę. Był słodki jak miód, lecz wyraźnie zniecierpliwiony.
- Hallo! Dzieciaczki kochane, otworzycie w końcu mamusi? - zaćwierkał.
- Kłamiesz obłudny wilku! - krzyknęły wprost do mikrofonu koziołki. - Naszą bramę otwiera pięciocyfrowy kod dostępu, a nie jakaś głupia karta!
-To ja, wasza mama! – Nie ustępował wilk. - Mam dla was kosz pełen czekolady, wpuście mnie!
- Mama nie daję nam słodyczy, kłamczuchu! – nie dały się nabrać koziołki.
Roboto-wilka potwornie to rozzłościło. Puścił mu jakiś przewód, bo z jednego ucha zaczął wydobywać się dym. Wściekły, wypalił z łapy głowicę atomową małego zasięgu w stojący nieopodal kosz na śmieci, który wybuchł natychmiast, dając znać o wzmożonej radioaktywności. W tej samej chwili, fioletowe paprocie porosły okrąg o promieniu dwóch metrów. Nie zrobiło to większego wrażenia na koźlątkach, które wyraźnie zaczynały się nudzić.
- Zajaramy? - Zaproponował najstarszy, sięgając po porzuconą paczkę papierosów. Reszta, prócz najmłodszego, zareagowała z entuzjazmem.
- A wy znowu swoje! - obruszył się maluch, głośno wzdychając. - Jakiś mutant próbuje dostać się do naszego domu, a wy zachowujecie się jak nieodpowiedzialne małolaty! - krzyczał, usiłując przemówić kózkom do rozsądku. Na próżno. Zmęczone dydaktycznym smrodkiem rodzeństwo, zamknęło go w kredensie.
- Tam się teraz powymądrzaj! - chichotali starsi bracia, zapalając papierosy. Żeby zabawa była lepsza, postanowili podokuczać wilkowi. A nuż coś jeszcze mu się przepali? Otworzyli okno, by lepiej widzieć.
Wzburzony wilk pod wpływem złości, próbował tymczasem zrobić podkop pod bramą. Z wysiłku pękały mu kolejne przewody. Dzieci wypuszczając przez okno kłęby papierosowego dymu, obserwowały jak miota się przed domem. Miały niezłą zabawę, gdy powietrze rozdarł jego głośny wrzask. Opuszczone na ziemię kable sączące energię elektryczną, zaserwowały mu dawkę stu trzydziestu megawatoamperów. Widząc sromotną porażkę wilka, koziołki zrezygnowały z dalszej obserwacji, postanawiając zająć się czymś przyjemniejszym. Z trzaskiem zamknęły okno.
-A jednak ten wynalazek Trąbalskiego, nie jest wcale taki bystry! - stwierdzili zgodnie. - Przechytrzyliśmy go i więcej już się tu nie przyplącze!
Zaoferowane swym osiągnięciem, niesforne koźlątka włączyły muzykę na pełną głośność, zaczęły bawić się i śmiać. Skakały po fotelach, rzucając w siebie poduszkami. Wazony fruwały we wszystkie strony, a wraz z nimi lampy i książki. Nie zauważyły, że relikt pozbierał się i wszedł płynnie w tryb regeneracji „zen”. W elektronicznym mózgu robo-wilka, pojawiły się nowe rozwiązania. Sprawnie podłączył swoje układy scalone do procesora głównego bramy, w parę sekund złamał kod i już po chwili szedł z niezapowiedzianą wizytą do nieświadomych zagrożenia koźlątek. Pod drzwiami przeanalizował dostępne możliwości, po czym wzmocnił receptory węchowe i wrzucił pracę procesora na pełną moc.
Najbystrzejszy z braci nadąsany siedział w kredensie. Postanowił nie odzywać się do wrednego rodzeństwa, zacierając kopytka na myśl, że niedługo dostaną za swoje.
Pukanie do drzwi sprawiło, że dzieci zamarły w bezruchu. „Mama wraca” pomyślały po czym natychmiast ściszyły muzykę i w podskokach zabrały się za sprzątanie.
- Kto tam? – zapytały chórem, nie przestając wietrzyć mieszkania.
- To ja wasza...o! Czyżbym czuła zapach tytoniu? - koziołki zadrżały. Jeszcze szybciej zaczęły wypędzać obrusem dym za okno. - Nie pogarszajcie swojej sytuacji i wpuście matkę do domu!
Przerażona młoda kózka zabeczała żałośnie i nie chcąc bardziej denerwować mamy, otworzyła drzwi. Kiedy się rozchyliły, koźlątka zamiast swej matuli, ujrzały w progu oszalałego ze szczęścia robo - wilka. Od razu pojęły swą nierozwagę, jednak na wyciąganie wniosków było już za późno. W popłochu poczęły uciekać, przewracając krzesła i regały. Chowały się w szafach, pod stołem, za zasłonami i za ogromnym kineskopem telewizora. Próżny jednak był ich trud. Napastnik bardzo szybko wyłapał je wszystkie, wrzucając do swojego bezdennego bębna, gdzie czekała je okrutna wieczność bez gier komputerowych i telewizji.
Gdy szóste koźlątko znalazło się w jego przepastnym brzuchu, wilk z rumorem padł na podłogę. Delikatne obwody nie wytrzymały zabójczej ilości nikotyny w wydychanym przez dzieci powietrzu. Przełączył się w tryb hibernacji, oczekując na powrót energii.
W tej samej chwili do mieszkania weszła prawdziwa mama koza. Jej oczom ukazał się potworny bałagan, niedopalone pety na parapecie i mechaniczny wilk, rozłożony na jej ulubionym dywanie. Najgorsze jednak było to, że w tym chaosie nie odnalazła swoich dzieci. Przerażona, zabeczała żałośnie, lecz w tej samej chwili usłyszała rytmiczne stukanie, które w alfabecie Morse’a, nie mogło oznaczać nic innego jak S.O.S. Rezolutna koza w mig odkryła źródło dźwięku.
- Moje kochane dziecko! – zawołała, biorąc najmłodszą pociechę w objęcia. - Zatrzasnąłeś się tam, uciekając przed tym okropnym wilkiem? - zapytała, tuląc koziołka do piersi.
- Nie, zamknęło mnie tam moje wyrodne rodzeństwo – zaperzył się koziołek. - Jesteś pewna, że nie podmienili ich na porodówce? – zapytał z powagą.
- Ech, mój mały... – zastanowiła się - co prawda pielęgniarki mogły pomylić beciki, lecz... Gdzie oni są?! Czyżby... Stało się najgorsze?!
- Żyją -zapewnił ją maluch. - Blaszak nie ma enzymów trawiennych, więc jedyne, co może, to potrzymać ich tam trochę. Co zrobiłaś temu Trąbalskiemu, że tak okropnie się na ciebie uwziął?
- Ech... Stare czasy. Byliśmy młodzi, zakochani, zostawiłam go jednak dla twojego ojca, a Witold, bo tak ma na imię, nigdy mi tego nie wybaczył. Postanowił na siłę zniszczyć mi życie.
- No to wszystko jasne – mruknął koziołek – powinnaś nam o tym powiedzieć.
Zawstydzona mama koza podeszła do uśpionego robota.
- Jak ich stamtąd wydobyć? – spojrzała na synka.
- Wystarczy pogrzebać w ustawieniach. Jednak... Czemu miało by to służyć?
- Jak to czemu? Nie możemy ich tam tak zostawić!
- To oczywiste, jednak czy nie lepiej wpierw zastanowić się nad alternatywnymi rozwiązaniami tej sytuacji? Posiadanie osobistego roboto-wilka, może przynieść wiele korzyści – zasugerował malec z niewinnym uśmieszkiem.
Na widok zamyślonej miny swej matki, koziołek zaśmiał się głośno, bez wahania podszedł do wilka i odchylając jego odzienie wierzchnie, wysuną panel sterowania.
- To stare oprogramowanie. Ja nie wiem, jak Trąbalski może na tym pracować... - rzekł tonem znawcy, wprowadzając do systemu błędną konfigurację.
Wilk otworzył oczy i zaczął wypluwać koźlątka jedno po drugim. Skonfundowane, czerwone ze złości i wstydu dzieci, nie ważyły się ani słowem poskarżyć na swój los. Matka zmierzyła je uważnym spojrzeniem, po czym rzekła.
- Naprawdę nie spodziewałam się po moich dzieciach tak karygodnego zachowania! Powinnam w te pędy posłać inżynierowi Trąbalskiemu kwiaty w ramach podziękowania, bo może choć trochę dotarło do was, jak nieodpowiedzialnie się zachowaliście. Jako, że mam już własnego inżyniera – posłała uśmiech najmłodszemu synkowi – jestem pewna, że nie będą was się trzymać podobne głupoty. Wasz najmłodszy brat tak zaprogramuje wilka, że zostanie u nas nianią dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu – zdecydowała.
Sześć główek ze wstydem spuściło nosy na kwintę. Maluch wbijał kolejne kody na eleganckiej, poręcznej klawiaturze ze mściwym uśmiechem, wymalowanym grubą kreską na twarzy.
Tego dnia koźlęta dostały nauczkę swojego życia. Już na zawsze zapamiętały, że od palenia i okłamywania swej mamy, gorsze jest jedynie dokuczanie bratu, który obsługę złożonych systemów operacyjnych ma w małym paluszku.
Przywrócony do życia robo-wilk, zanim stał się wielofunkcyjną niańką, przegonił złośliwego konstruktora na cztery wiatry, w stronę mroźnych, północnych krajów, pomstując na zachowanie inżyniera głosem mamy kozy.
Krążą plotki, że wściekły Trąbalski zdołał ukryć się w Warszawie na Wiejskiej, gdzie odbudował swoje laboratorium. Jednak jego kariera wybitnego wynalazcy zakończyła się tragicznie, gdy stworzył całą armię bezrozumnych baranów, które wymknęły się w końcu spod kontroli, siejąc po dziś dzień spustoszenie w kraju.
Któż jednak uwierzy takim bajaniom?
Jest to interpretacja baśni "O siedmiu koźlątkach", napisana na Dni Fantastyki.
© 2013 - 2024 MyWordsItsMe
Comments0
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In